czwartek, 6 listopada 2014

Podróż do miejsc, gdzie zaczyna się smak

Węgiel drzewny to nie tylko produkt nieodzowny do rozpalenia grilla. To także pojazd: wehikuł czasu – śledząc historię jego produkcji możemy cofnąć się o tysiąc lat – albo... zwykły samochód, którym można wybrać się w Bieszczady.


Nasi przodkowie najchętniej pozyskiwali węgiel z drewna bukowego i grabowego. Węglarze brali pod uwagę wartość opałową drewna, dlatego w mniejszym stopniu wypalali dąb, olchę czy brzozę. Ścięte drzewo przez jeden sezon suszyli na wolnym powietrzu, a następnie zaczynali je spalać w tzw. mielerzach, kontrolując dostęp tlenu.

Mielerze sytuowano w pobliżu wody z wygodną drogą dowozu drewna. Wykopywano głęboki na pół metra dół o promieniu ok. 5 metrów. Na okręgu ustawiano na sztorc minimum metrowe szczapy i w środku formowano z drewna stożkowy stos. Był on zwykle wysoki na 2-3 metry. Następnie przykrywano stos darnią i uszczelniano gliną. Szczelność osiągano też za pomocą siana lub słomy. I podpalano.
Wypalanie trwało nawet do kilkudziesięciu godzin. Kiedy mielerz przestygł, oddzielano węgiel drzewny od gliny i workowano.

Proces pozyskiwania węgla drzewnego opierał się na wyczuciu i doświadczeniu węglarza. Trwało to niemal do połowy lat 70. XX wieku. Zapotrzebowanie przemysłu oraz ochrona środowiska wymagały jednak poszukiwania innych sposobów pozyskiwania węgla drzewnego, bardziej oczyszczonego z siarki i innych niepożądanych substancji. W wyniku tego opracowano technologię pozyskiwania węgla drzewnego w retortach metalowych pionowych i poziomych z zastosowaniem filtrów wyłapujących szkodliwe związki.

W Bieszczadach można znaleźć jeszcze funkcjonujące mielerze i osobiście przypatrzeć się produkcji węgla drzewnego. A potem wystarczy nabyć od węglarza kilka worków i rozpalić ogień pod grillem. Dla osób wygodniejszych pozostają nasze, równie ekologiczne produkty.

A co na tak energetycznym węglu można upichcić wkrótce opowiemy...