niedziela, 7 grudnia 2014

Męskim okiem i po męsku tropimy smak, bo ... czemu nie?

Mam dla Was dzisiaj ciekawą historię, męski punk widzenia, który skłonił i mnie do refleksji. Faktycznie tak się przyjęło, że grillovanie to męska rzecz, chodzi oczywiście o stronę czysto techniczną. Facet rozpala grilla, wykonuje przez dłuższy czas tajemnicze, bądź co bądź, dla większości kobiet czynności, aby po pewnym czasie chwycić deskę z przygotowaną kiełbasą lub miskę z karkówką i z namaszczeniem układać wszystko na grillu. I faktycznie nasuwa się pytanie, czemu nie sięgnąć po więcej? Czemu nie rozwinąć skrzydeł i uwierzyć w swoje umiejętności kulinarne? Pascal Brodnicki pisze o grillowaniu jako o sztuce, sztuce nie tylko rozpalania grilla, ale też metod grillovania, jak również przyrządzania potraw, łączenia smaków w ciekawe kompozycje i gwarantuje, że zgłębianie tej sztuki sprawi, że grillowanie nabierze nowego znaczenia, a serwowane smaki zaskoczą wszystkich. A potwierdzeniem tego, że warto jest poniższa historia:

Grill to męska rzecz. Zwróciliście na to uwagę?

Utarło się, ze rozpalanie grilla a co za tym idzie także obróbka cieplna potraw (bo przecież nikt grillowania nie nazywa gotowaniem) należy do facetów. Kobiety przygotowują wiktuały, nacinają kiełb achy, posypują karkówę tzw. przyprawą grillową, kroją sałatki, a co ambitniejsze przygotowują sosy. Słowem typowy, polski grill. Swego czasu ulegałem temu zwyczajowi traktując jako zjawisko zgodne z naturą. Do pewnego momentu jednak. Lata temu na grilla przyjechał mój przyjaciel, w środowisku znany jako kucharz alchemik przywożąc tajemnicze pudełko pełne brązowego płynu, w którym nurzały się kawałki mięcha. Paprząc się niemiłosiernie wrzuciłem owo tworzywo na ruszt nie licząc zbytnio na ciekawy efekt. Ku mojemu zdumieniu (jakże to teraz banalne i oczywiste) otrzymałem coś cudownego, niewiarygodnego, pachnącego i pysznego (jakież to teraz banalne i oczywiste) co na tle moich ówczesnych kiełbas było godne królewskiego stołu. Wiadomo, że męska duma nie pozwala pokonać się ot tak za pomocą kilku łyżek brązowej breji. Stanąłem do walki wyciągając, jak na tamte czasy coś specjalnego – steki z piersi indyka. Zapodałem ( a jakże) przyprawę grillową, (o Bogowie smaku!) czerwoną, łagodną paprykę i curry! Z dumy aż mnie rozparło! Planowałem wrzucić to cudo na ruszt. Przyjaciel od niechcenia stwierdził, że może jednak warto zrobić coś ciekawego. Wiecie co wyciągnął?! CYNAMON. Myślę sobie zgroza, co my, robimy ryż dla przedszkolaka czy grilla dla prawdziwych facetów? To, że się pomyliłem jest chyba oczywiste.
Tak to rozpocząłem się przygodę z grillowaniem. W ciężkiej rywalizacji każdy z nas wypracowuje do dziś coraz to nowe maceraty i tajemnicze mieszanki. Ja mam jednak jedną wielką przewagę, zawsze! To ja jestem pan grilla i węgla! To ja wiem więcej, więcej ćwiczę, mam więcej wypitych przy grillu piw.
Będąc już dojrzałym facetem mogę dzielić się swoja wiedza z adeptami „sztuki grillowania”, bo za takową uznaję umiejętność posługiwania tym urządzeniem.
Może tutaj?!

Pozdrawiam SULKAR

Bardzo dziękujemy :) i czekamy na więcej, a Was również zachęcamy do opisywania swoich doświadczeń i przygód z grillem :). 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz